Być człowiekiem swojego czasu
Edward Dwurnik chętnie malował kwiaty, na przykład tulipany, całe łany, z trudem mieszczące się na rysunkach i dużych obrazach. Mimo to nie był Dwurnik malarzem kwiatów. Rysował kolejne miasta, ulice i wypełniające je tłumy. Wbrew powszechności takich przedstawień, nie był jednak weducistą czy malarzem reportażowym. Nie był także malarzem narodowym. Wiedział, że są sprawy ważniejsze niż bolączki historyczne. U artysty dosłowność pewnych tematów czy motywów bardziej zwodzi niż wyjaśnia. W tej sztuce wszystko jest dużo bardziej zawiłe, wieloznaczne, niż można by sądzić. Potrafił namalować niemalże wszystko – od nienawiści, agresji, we wszystkich możliwych jej odcieniach: od bezmyślnej, pijanej, po monumentalną pomnikową, która ani drgnie, nie odpuści na milimetr, aż po miłość w dowolnej sytuacji i dowolnej odmianie.
Wystawą Edward Dwurnik. BEZ TABU wracamy do prezentacji sztuki tego wyjątkowego artysty, ponownie przyglądamy się: historii, gestom, sytuacjom powtarzającym się nieustannie przez setki, tysiące lat, które wciąż trwają w całej swej istotności, wolne od kaprysów czasu. Kołyszą się i bujają niewinnie jak łany tulipanów. Na wystawie pokazujemy ponad 200 prac na papierze, pochodzących z prywatnej kolekcji: rysunki, akwarele, grafiki, gwasze, kolaże. To, co artysta nazywał „podmalówkami” – próby dopasowania zawrotnych ilości drobnych, ciasno i gęsto kładzionych kresek do gładkich płaszczyzn koloru. Zdecydowana większość to prace z końca lat sześćdziesiątych, siedemdziesiątych, osiemdziesiątych XX wieku. Mniej jest tych z początkowego okresu studiów czy z lat 90., pojedyncze prace pochodzą z obecnego stulecia. To wystarczający zbiór, pozwalający wyrobić sobie własną opinię o tym, co sprawiło, że stał się Dwurnik jednym z najważniejszych i najpopularniejszych polskich malarzy współczesnych.
Edward Dwurnik debiutował w 1971 roku, zaraz po obronie dyplomu w warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych w pracowni prof. Eugeniusza Eibischa. To ponad pół wieku pracy (wliczając czas studiów). Pół wieku robienia jednej, dwóch prac dziennie, malując nieprzerwanie zamaszystym, szerokim gestem. Jego styl rozpoznaje się od razu, niezależnie od tego, czy patrzymy na wczesne prace z lat sześćdziesiątych czy na ostatnie, malowane przed śmiercią w 2018 roku. W swojej sztuce artysta przeszedł wiele etapów – od fascynacji Matejką, neoekspresjonizmem niemieckim, aż po Nikifora Krynickiego, którego sztuka – elementarna, nieporadna, kanciasta – w znaczący jednak sposób wpłynęła na jego postawę twórczą. Dwurnik starał się malować równie bezpośrednio, nie zważając na przyjęte wartości estetyczne. Szybko zauważył, że tego rodzaju ekspresja lepiej wygląda w dużej skali. Gesty, powtórzone dziesiątki razy, na dużych obrazach zyskiwały swoją energię, wyrazistość i dosadność, bez jakiegokolwiek udawania.
Mamy dobrą okazję, żeby oglądając wystawę Edward Dwurnik. BEZ TABU uwolnić się, zdystansować od ciągle powtarzanych stereotypów na temat tej sztuki, która wyrasta ponad doraźną publicystykę czy faktograficzną pamięć historii. Zrozumienie sztuki Dwurnika wymaga trochę wysiłku. Trzeba umieć raz jeszcze spojrzeć na jej swojskość, o której chętnie byśmy nie pamiętali, dostrzec rzeczy, tak jakby widziało się je po raz pierwszy. Najpierw człowiek dziwi się, że to robi, potem zaczyna wyłapywać powtarzające się detale dalekiego planu, graficzną sztampę fałszywej odświętności, wzruszająco znajome gesty przypadkowych statystów.
Ponowne oglądanie prac artysty przypomniało mi nasze ostatnie wernisażowe spotkanie sprzed kilku lat, kiedy w 2016 roku gościł ze swoją sztuką w naszej Galerii. Był osobą równie wyrazistą co kreski jego rysunków. Zwracał na siebie uwagę. Niepokorny, nieprzewidywalny zapadał w pamięci. Mówił podobnie jak rysował, prowokacyjnie i z humorem. Rzadko była to jedna anegdota, raczej cały potok.
W jednym z wywiadów Dwurnik wyznał: „co można powiedzieć poważnego o sobie i swojej twórczości, skoro to dziedzina szalenie umowna, dyskretna i intymna? O takich rzeczach się nie mówi”. No i co zrobić z taką opinią? Najwyraźniej Edward Dwurnik miał i znał swoje tabu – silne, nieprzekraczalne zakazy. Na szczęście to, o czym „się nie mówi” potrafił narysować. Nie udało nam się policzyć, ile scen, postaci, sytuacji zmieścił Dwurnik na 210 pracach, które pokazujemy w PGS. Proszę sprawdzić, czy w którejś z nich nie odnajdziecie swojego tabu.
Kurator wystawy i dyrektor Płockiej Galerii Sztuki Alicja Wasilewska
Tekst został umieszczony w katalogu towarzyszącym wystawie „Edward Dwurnik. BEZ TABU” (27.01-5.03.2023).