Karol Wieczorek. Pomiędzy światami.
Twórczość Karola Wieczorka jest zjawiskiem odrębnym i oryginalnym, wymykającym się jednoznacznym opiniom, pozostającym z dala od głównych nurtów i postaw artystycznych. Katowicki artysta wypowiada się w różnych dziedzinach sztuki – od malarstwa, przez rysunek, po grafikę, kolaż, rzeźbę i instalacje. Świadomie miesza style i materie, od lat pozostając artystą osobnym, który w tworzonych dziełach daje wyraz między innymi osobistym przekonaniom na temat świata i naszej obecności w nim.
W swojej sztuce jest typem długo krążącym wokół myśli, narratywnym. Snucie wielowątkowych opowieści go nie męczy, a ręka nie odpoczywa – szatkuje kolejne partie świata, jakby opracowywała matrycę apokaliptycznej akwaforty, którą za chwilę wytrawi potop. Ekspresyjne obrazy i rysunki, które tworzy, to labirynty osobliwości, miejsca nie do końca miłe, nieograniczone w czasie i przestrzeni, w których Wieczorek nakłada na siebie i łączy światy: realny i fantastyczny, materii i ducha, piękna i brzydoty.
Historyk sztuki, wobec takiego labiryntu możliwości, ma małe szanse na interpretację wyjaśniającą cokolwiek. Trudno przeniknąć do istoty tego wieloznacznego malarstwa. Można zwrócić uwagę na perfekcję formalną, warsztatową wirtuozerię, na skłonność do żonglowania kontrastowym kolorem. Wszytko to jednak są uwagi zatrzymujące się na krawędzi, na brzegu tego niezwykłego uniwersum. A zdarzają się w nim znienacka, w miejscach nieoczekiwanych, pionowe sztolnie, szczeliny, uskoki, gładkości niweczące nadzieję na bezpieczną wędrówkę w spacerowym rytmie. Irma Kozina, pisząc o twórczości Wieczorka, zgadza się z opinią kuratorki monograficznej wystawy artysty Agatą Stronciwilk (Karol Wieczorek – Złe oko | Karol Wieczorek – Evil Eye, Katowice 2012), że patrząc na prace artysty, patrzymy na „ogląd filozoficzny.” Przyglądając się dziełom zgromadzonym na płockiej wystawie z poziomu pierwszego piętra Galerii, w trakcie jej aranżowania, rozłożonych i nakładających się na siebie, zdałam sobie sprawę, że być może jest Wieczorek bardziej niż filozofem kosmografem. Jedną z tych postaci schowanych w cieniu bardziej przebojowych i krzykliwych, zajęty codzienną, mrówczą pracą kreślenia, utrwalania, opisywania pełni świata ze wszystkimi jego pragnieniami i lękami, mikroskopijnymi detalami, zaułkami, a przede wszystkim z kosmicznym mrokiem, który się jakimś cudem w tych rysowanych długopisem zakamarkach mieści. Najstarsze jego warstwy sięgają scen dantejskich, oglądanych bez mrugnięcia oka przez Wergilego i lekko zagubionego narratora. Taki chwyt: wprowadzenie twarzy, czasem zmienionej w maskę obserwatora, kogoś, kto patrzy dość beznamiętnie, to częsty motyw w różnych cyklach prac (Dante – ilustracja wkoło płomienia, 2009-2010, do „Boskiej Komedii”).
Andrzej Osęka z kolei zauważa, iż sztuka Karola Wieczorka to „świat niepokojący, oszałamiający, pozbawiony wszelkich więzów logiki, gdzie wszystko może się zdarzyć i tylko od siły wyobraźni samego twórcy zależy, jak daleko nas wciągnie”[1]. Ponadto zwraca uwagę na „przejmującą grę pomiędzy tym, co konkretne, namacalne – i tym, co pojawia się jako sam znak, błysk, migotanie”[2]. Takie właśnie namacalne migotanie to trafne określenie tego, co wyeksponowane i utrwalone na obrazach i rysunkach katowickiego twórcy, i co na ścianach Płockiej Galerii Sztuki czeka na nasze spojrzenie. Ten błysk ma swój szerszy wymiar i coś wspólnego z daleką, buddyjską nauką o pozorności świata, o tym, że wszystko przemija. Pustka jako zasada realności trochę pomaga wytłumaczyć dojmujące przerwy między przyczyną i skutkiem, między przed i po. Artysta zdaje się pokazywać, że dobre i mroczne strony egzystencji przenikają się nawzajem, jak w taoistycznym symbolu yin-yang.
Nie sposób przejść obojętnie obok groteskowych, szalonych i surrealistycznych prac Karola Wieczorka, zwłaszcza tych z dowcipną puentą, żywą kolorystyką, ale i tych, w których artysta wykracza poza to, co codzienne; eksperymentuje i przeobraża to, co niemożliwe w możliwe, poddając przedmioty codziennego użytku – krzesła, ubrania – artystycznej transformacji; płynnie przechodzi od drobiazgowej obserwacji ludzi, zwierząt, roślin, do nierealnego świata imaginacji, pełnego antropomorficznych stworzeń, poczwar, tyleż strasznych, co wywołujących rozbawienie. A zwierzęta są w bardzo wielu pracach, nawet te niepozorne, jak mucha, potrafią wlecieć w dowolną pieśń Raju i wylecieć na samej górze Purgatorium (Czyściec) w cyklu ilustrującym Boską Komedię Dantego.
Być może ta swojska zwierzęcość wskazuje najprostszą drogę przez labirynt możliwości. Może, jak napisał Tadeusz Sławek, ta najkrótsza droga do siebie prowadzi „przez zwierzę”, a „życie jest drogą ku zwierzęciu, ale cel wędrówki nieustannie się odsuwa”[3]? Poczwary Wieczorka tańczą, przywołują ku sobie krzykiem, jazgotem, wrzaskiem. Wybrany przez artystę tytuł płockiej wystawy „Tańcz poczwaro… wedle mojego głośnego krzyku” może zaskakiwać i niepokoić. Ten tytuł zainspirowany został pracą Paula Klee z 1922 roku „Tanze Du Ungeheuer zu meinem sanften Lied!” (Tańcz poczwaro, wedle mojego cichego śpiewu!). Jest wyraźnym śladem niedającej się zatuszować rozlanymi plamami koloru i koślawością pisma erudycji autora, która deformuje, wymusza groteskowe proporcje, zmienia żywą, bliską twarz – nawet własną – w maskę. W takim uniwersum bycie tytułową „poczwarą” nie wyróżnia, przeciwnie – jest symptomem przeciętnej codzienności.
Ostatecznie Karol Wieczorek od ponad pół wieku nuci swoją cichą pieśń na temat życia poddawanego nieprzewidywalnym modulacjom, paroksyzmom, wstrząsom, ale i olśniewającym zachwytom. W tej sytuacji nie da się stać w miejscu. Lepiej już, nawet niezdarnie, zatańczyć, na moment ożywić się i dołączyć do szeregu tańczących Ungeheuer i zademonstrować własną zdolność do uporania sięz tym, co naprawdę zdumiewające, co ponad miarę, co przerażające (według jednego ze słownikowych objaśnień znaczenia słowa Ungeheuer – poczwara). Kiedy zrobimy pierwszy niepewny krok, zdecydujemy się na własny ruch, wówczas zaskakująco dużo rzeczy potrafi się zmienić. Jedne znikną, inne ujawnią swój realny rozmiar. Pojawi się nowa perspektywa, a każda kolejna zwiększy naszą niezależność i samodzielność wobec czasem lekko przytłaczającego i szalonego świata.
[1] Andrzej Osęka, Cienie, Nakło Śląskie 2018, str. 3
[2] j.w.
[3] Tadeusz Sławek, Śladem zwierząt. O dochodzeniu do siebie, Gdańsk 2020, s. 24.
Dyrektor Płockiej Galerii Sztuki Alicja Wasilewska