Widzenie powtórne
Od 26 czerwca do 2 sierpnia w Galerii Kreski można oglądać wystawę Grzegorza Kozery „Widzenie powtórne”. Tworzące ją prace są formą opowieści z wyprawy śladami Józefa Czapskiego – żołnierza, pisarza, współzałożyciela paryskiej „Kultury” i malarza, który w 1955 r. wygłaszał odczyty i kwestował w Brazylii, Wenezueli, Urugwaju i Argentynie. Podróż jego śladami, podjęta przez malarza i twórcę kolaży Grzegorza Kozerę, była poszukiwaniem osób i miejsc, które odżyły we współczesnej narracji – jako kolaże z wykorzystaniem lokalnych pamiątek i 18 obrazów, z których trzy zostały pokazane w PGS.
– Każde z płócien reprezentuje inne państwo. Mamy Brazylię, Argentynę, Urugwaj. Lubię, kiedy w pracach pojawiają się napisy, jako autentyczne przywołania, cytaty z tego, co widziałem – informował w piątkowe popołudnie Grzegorz Kozera, dodając, że było to świadome działanie, zachęta do kolejnych odsłon. – Mamy aktywistę walczącego o wolność, wyczulenie na aspekty życia codziennego, obrazki prosto z ulicy, mężczyznę wyprowadzającego 14 psów… W Argentynie jest taka profesja – dopowiadał artysta. „Południk Czapski”, kolaż z Urugwaju – z całym kontynentem – stał się flagowym motywem, trafił na okładkę katalogu z wystawy, będąc kwintesencją projektu związanego z Józefem Czapskim. W kolażu „Yo soy amigo del Bellas Artes” („Jestem przyjacielem sztuk pięknych”) mamy motyw banknotu. – Wykorzystałem fałszywe pieniądze, które dostałem w barze w ramach reszty. Łatwo jest się nabrać. Sztuka może oszukiwać, pieniądz wciąż płata figle. Jest też widoczny bohater projektu, Józef Czapski. To zdjęcie z lat 40., kiedy w Tel Awiwie znajduje się na plaży, w ujęciu wakacyjnym.
Kozera okazuje się artystycznym zbieraczem – lokuje w sztuce opakowanie po chipsach, fragmenty gazet, biletu z odwiedzanych muzeów, ulotki. – Taką praktykę artystyczną przyjąłem, po co wymyślać materiały, wydawać na nie pieniądze. Artystyczna filozofia zero waste. Jest, to zróbmy coś, wyzwanie jak śmieci podnieść do rangi sztuki. To, co zebrałem w Ameryce, przywiozłem do Polski, dzieląc na kraje, na dni, aby wręcz utrudnić sobie zadanie. Jeśli artystycznie coś wychodzi zbyt łatwo, to niedobrze. Robi się wówczas przewidywalnie.
Stawia na autentyczność, choć czasem decydują względy plastyczne, przeciwnie niż u Czapskiego, który w autobusie zgubił jeden ze swoich szkicowników z ok. 100-150 pracami. Kozera szkicownik odnalazł jedynie w sposób symboliczny, powtórnie chłonąc te same krajobrazy, obcując z podobną przestrzenią, do której trafił Czapski w połowie lat 50. XX w. – Do tej pory było wiadomo, że galeria, w której pokazywał swoje prace, znajdowała się w Rio de Janeiro. Odnalazłem nazwę tej galerii i daty, od 12 do 26 lipca. Dużo się mówi o działalności literackiej i politycznej Czapskiego, ale w tym bogatym życiorysie była luka. Znalazłem taki impuls w jego korespondencji z Ludwikiem Heringiem, jego partnerem, gdzie mówił, że coś zgubił w Ameryce Południowej. Zresztą Ameryka jest kusząca. I ta fascynująca osobowość Czapskiego, działacza, aktywisty, zaangażowanego politycznie, literacko, a także artystycznie. Poprzez tę podróż chyba się raczej ugruntowałem w takim obrazie Czapskiego, człowieka wyjątkowego.
Czy wierzył w powodzenie wyprawy śladami Józefa Czapskiego? – W realizacji planów pomogło stypendium z programu „Młoda Polska” przyznane przez Narodowe Centrum Kultury. Ale, kiedy się tworzy sztukę, musi być jednak wiara i szczypta strachu, żeby się sprężyć, aby ten wyjazd nie okazał się wyłącznie turystyczno-wakacyjnym.