





Malarstwo Adama Patrzyka jest konsekwentne. Urodzony w Częstochowie, absolwent warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych od lat tworzy malarstwo, które wciąga odbiorcę w grę z percepcją widza, bezpośrednią i angażująca – wystarczy chwila, by stać się częścią przestrzeni rozciągającej się daleko poza ramy blejtramu – przestrzeni nieograniczonej ani czasem, ani miejscem. Potrafi Patrzyk zwodzić. To malarstwo, które podejmuje grę spojrzeń, cieni i kolorów, tworzy iluzoryczne światy, pełne tajemnic, refleksji i niepokoju. Obrazy Patrzyka to unikalne zwidzenia. Choć mogą budzić skojarzenia z miejscami znanymi widzowi, nie są ich dosłownym odwzorowaniem. Miasta, budynki, bloki, osiedla, fabryki w rzeczywistości są wyobrażeniami – osadzonymi w pamięci, emocjach i subiektywnej wyobraźni artysty.
W bezpośrednim kontakcie obrazy Patrzyka nie pozostawiają jednak wątpliwości. Malowane długo, spokojnie, warstwa po warstwie, powtarzające się konfiguracje i kolory, formowane w kolejne moduły współczesności – drgają w transowym rytmie, ściągają odległe spojrzenia – z drugiej strony ulicy, z drugiej połowy życia. Przenoszą do mapy osobistej pamięci, pełnej śladów przeszłości i snów.
Choć piszący o twórczości Patrzyka często podkreślają, że maluje głównie „pejzaże urbanistyczne” czy „motywy industrialne”, to sztuka tego artysty wykracza znacznie dalej, wymyka się tym klasyfikacjom. W Jego obrazach obcujemy z pewnego rodzaju fikcją, zwidzeniem – bajką o świecie, w którym rzeczywistość jest jedynie cieniem wyobraźni. Podobne narracje odnajdziemy w literaturze, u Jorge Luisa Borgesa. Jego opowieści, z tak intensywnym, onirycznym detalem, nazywane „realizmem magicznym”, równie dobrze oddają charakter prac Adama Patrzyka, zwłaszcza jego nadrealnie „szczegółowe” perspektywy. Te dzieła nie pozostawiają wątpliwości – patrzymy na obrazy łudzące, na których artysta umieszcza przestrzenie, pejzaże – znane i rozpoznawalne, ale w istocie będące „reprezentacją abstrakcyjną”, obejmującą także formułowanie hipotez, dedukcje i logiczne rozumowanie na temat rzeczywistości. Wszystko to dokonuje się bez świadomego wysiłku, w prostej kontemplacji: zapatrzenia, zagapienia, zwidzenia.
Przyglądając się obrazom, na których książki udają cegły, cegły – bloki, bloki – strzeliste drapacze marzeń, trudno nie myśleć o „ukrytym wymiarze”. Wymiarze, w którym nawarstwiają się dystanse intymne i społeczne – w hiperlabiryncie naszej wspólnej codzienności, wspólnej społecznej przestrzeni.
O istnieniu tego „ukrytego wymiaru”, ponad pół wieku temu pisał już Edward T. Hall, amerykański antropolog i etnolog, podkreślając, że „człowiek jest więźniem swojego biologicznego organizmu”[1], a „systemy kulturowe (…) są głęboko zakorzenione w biologii i fizjologii”[2]. Patrzyk zdaje się potwierdzać tę tezę – maluje przestrzenie, które rezonują w naszej świadomości i których częścią się stajemy. Wydobywa ten ukryty wymiar, tworząc przestrzenie, które są jednocześnie osobiste i uniwersalne. Sam Malarz w jednym z wywiadów przyznał: „dla mnie istotne jest, żeby obraz był bardziej biologiczny. Nie taki płaski”[3].
Wystawa „Zwidzenia” Adama Patrzyka to wyjątkowa okazja, by zanurzyć się w świecie niepokojącej dwuznaczności, w którym realizm i codzienność splatają się z metafizyką, a biologia łączy się z poetyką. To przestrzeń, w której to, co materialne przenika się z tym, co nieuchwytne, nadając malarstwu Patrzyka niepowtarzalny charakter.
[1] M.T. Hall, Ukryty wymiar, przeł. T. Hołówka, Warszawa 1978, s. 20
[2] ibidem, s. 26
[3]Właściwie mógłbym siedzieć i nie kończyć tych obrazów – rozmowa Adama Patrzyka z Katarzyną Sucharkiewicz, Częstochowa, 2.02.2024
Dyrektor Płockiej Galerii Sztuki Alicja Wasilewska
Tekst został umieszczony w katalogu towarzyszącym wystawie malarstwa Adama Patrzyka "Zwidzenia" (4.04-18.05.2025).